Strona główna BU Strona główna UMK Szukaj na stronach BU English version

"STYL, KTÓRY NAZYWAM MOIM STYLEM"

RYSUNKI MARIANA KOŚCIAŁKOWSKIEGO (1914-1977)


Twierdził, że w malarstwie interesujące jest tylko to, co dzieje się w chwili malowania, tylko ten obraz, rysunek czy rzeźba, które są właśnie realizowane. To co zdarzyło się wcześniej, "wczoraj" czy "przed chwilą" straciło wartość bez względu na pasję z jaką powstawało. Stąd tak rzadka u Kościałkowskiego chęć dzielenia się własnym dorobkiem i gotowość (granicząca z nonszalancją) wyrzucania na śmietnik najlepszych swoich dokonań. A jednak to przeświadczenie, że każdy krok do przodu, każdy nowy dotyk pędzla, każda nowa kreska jest wstępem do świata o wiele dojrzalszego i nieporównanie ciekawszego kazało mu szukać coraz nowych doświadczeń, eksperymentować z nową materią, poddawać się prądom i modom... Moim celem w malarstwie - pisał - jest konstrukcja formy naładowanej intensywną siłą uczuciową. Obraz jest przedmiotem gdyż dążę do utożsamienia formy z przestrzenią w jedność na płaszczyźnie płótna [...]. Kompozycje moje albo imaginują same lub dostrzegam ich bazę w zewnętrznym świecie, w nawarstwieniach ziemi, w skałach, korze drzew, w powierzchni piasku, w plamach na murach, w wodzie itd. - takie zaobserwowane lub wyimaginowane plamy przemieniam i porządkuję za pomocą rysunku-pisma kolorem w rytmy i zdecydowane znaki i symbole, przez które usiłuję ujawnić obecność siły życiowej formującej się w formy energii światła i koloru.
Marian Kościałkowski
Marian Kościałkowski

Losy i twórczość zmarłego przed dwudziestu trzema laty Mariana Kościałkowskiego, malarza, rzeźbiarza, rysownika, autora szkiców o malarstwie i niespełnionego poety są fragmentem nieopisanej dotąd historii sztuki polskiej na obczyźnie. Mizantrop i odludek stroniący od polskiego środowiska artystycznego i społeczności polskiej w Londynie był jednym z najważniejszych artystów tzw. "szkoły londyńskiej", tj. grupy polskich artystów wykształconych w Wielkiej Brytanii, którzy tworzyli na obrzeżach sztuki angielskiej. Naprawdę nazywał się Jan (Janusz) Marian Kościałkowski, ale unikał swego pierwszego imienia, podpisując prace z reguły jako Marian Kościałkowski lub pseudonimami: J. Marian, Jan Marian, Marian, Marian Kruszyński (nazwisko żony) lub Marian Pouillet (nazwisko matki Francuzki - Marguerite Pouillet). Urodził się 1 lipca 1914 roku w Wilnie. Tam ukończył gimnazjum w 1932 roku, a w rok po maturze, dzięki rodzinie matki, podjął studia malarskie w paryskiej École Nationale Supérieure des Beaux Arts. Był tam jednak krótko bo niespełna rok, po czym wrócił do Polski i dopełnił obowiązku służby wojskowej. W 1936 roku (28 IX) zapisał się do Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, gdzie w pracowni Mieczysława Kotarbińskiego i Tadeusza Pruszkowskiego zbierał w czasie studiów doroczne nagrody za malarstwo. Napisał w 1945 roku: Warszawska ASP stała przed wojną na wyższym poziomie, aniżeli stęchła akademia paryska i jeszcze bardziej stęchła rzymska. Stanisław Frenkiel, autor kilku szkiców krytycznych o twórczości Mariana Kościałkowskiego, pisał, że już wtedy sławny był z porywczego charakteru: Pruszkowski przeprowadzał korektę jego prac zwięźle - błyskawicznie przechodząc do następnych stalug, aby Kościałkowskiemu nie dać czasu na gniewną odpowiedź.

Po wybuchu wojny Kościałkowski usiłował wrócić do Wilna, lecz wiosną 1940 roku został aresztowany i zesłany w głąb Rosji Sowieckiej, do Welska, na południowy-zachód od Archangielska. Zwolniony w wyniku amnestii w 1941 roku wstąpił do Armii Polskiej w ZSSR. Schorowany, ewakuowany do Persji w 1942 roku, przebywał kolejno w Iraku, Palestynie, Libii i Egipcie. W 1944 roku dotarł do Włoch w szeregach 2. Korpusu, w oddziale propagandy 5. Kresowej Dywizji Piechoty (przy tzw. "wozach dźwiękowych"), i przez cztery miesiące brał udział w walkach o Monte Cassino. W tomie drugim Bitwy o Monte Cassino Melchiora Wańkowicza znajduje się 8 znakomitych szkiców Kościałkowskiego z bitwy. Po zakończeniu wojny, w 1947 roku, wylądował w Anglii i, wraz z kilkudziesięcioma innymi malarzami polskimi, uzyskał stypendium w renomowanej akademii sztuki - Sir John Cass' College w Londynie. Jego pierwsze małżeństwo zostało rozwiązane i Kościałkowski mógł ożenić się z Lidią Kruszyńską, która pozostała mu najbardziej oddanym towarzyszem życia przez dalsze 30 lat, a po jego śmierci z pieczołowitością zabezpieczyła olbrzymi dorobek. W Londynie Kościałkowski poznał Tadeusza Potworowskiego, który wprowadził go do Galerii Gimpel & Fils. Potworowski był wtedy malarzem o dużej sławie w środowisku angielskim, członkiem "London Group" i wykładowcą w Bath Academy. W 1948 roku Marian miał pierwszą indywidualną wystawę na Wyspach Brytyjskich, w Galerii Gimpel, która odniosła wielki sukces i uznanie krytyków angielskich. "The Sunday Times" (18.01.1948) napisał: His pictures are alive with supple, darting forms and he takes pains to build them up by means of a series of preliminary studies both in colour and line. Trudno się zatem dziwić - pisał Stanisław Frenkiel - że Kościałkowski wodził rej wśród studentów w Sir John Cass' College i taki miał wpływ na kolegów, że liczyli się z jego zdaniem i aprobatą bardziej niż z opinią Kennetha Martina.

W krótkim okresie "odwilży" w Polsce, w latach 1958 i 1959 udało mu się zorganizować w galeriach CBWA w Szczecinie i Poznaniu dwie niewielkie wystawy rysunków. W 1968 roku Kościałkowscy kupili dom w Carrarze, gdzie spędzali wiele miesięcy każdego roku, i gdzie Kościałkowski zaczął rzeźbić w marmurze. Zmarł po ciężkiej chorobie 14 lipca 1977 roku.

Kościałkowski wystawiał rzadko i rzadko korzystał z zaproszeń do udziału w wystawach obcych.

Miał za życia zaledwie kilka wystaw indywidualnych:
1948 - Gimpel & Fils Gallery w Londynie; 1958/1959 - dwie wystawy w Polsce w CBWA w Szczecinie i Poznaniu; 1966 - Drian Galleries w Londynie; 1971 - Polski Instytut Kultury w Londynie. Miał też trzy wystawy pośmiertne: 1977 - POSK Gallery; 1978 - Centaur Gallery (obie w Londynie), 1987 - CBWA w Poznaniu, 1989 - Polski Instytut Kultury w Londynie oraz w 1990 roku w Muzeum w Pałacu Opatów w Gdańsku-Oliwie. Uczestniczył też w kilkunastu wystawach zbiorowych od Palestyny, Rzymu, Londynu, Carrary po Sztokholm. Jego prace znajdują się w galeriach i prywatnych kolekcjach w Paryżu, Londynie, Bazylei, Lozannie. Mediolanie, Carrarze, Warszawie, Jerozolimie i Tel-Awiwie.

Omijały go nagrody i wyróżnienia przyznawane na konkursach i zbiorowych wystawach, a jedynym które otrzymał była ostatnia "nagroda plastyczna" "Kultury" paryskiej, przyznana mu w 1964 roku.

Twórczość plastyczną Mariana krytycy dzielą na cztery okresy:

I. Okres młodzieńczy, trwający do r. 1945 (choć może raczej należałoby napisać - do 1947, tj. do przyjazdu do Anglii i wstąpienia w mury Sir John Cass' College);
II. Faza kubistyczna (1947-1959/1960);
III. Okres abstrakcyjny (1959/1960-1969);
IV. Okres klasyczny, rzeźba i akwaforta (1970-1977).

W czasie pobytu na Środkowym Wschodzie i we Włoszech Kościałkowski dużo malował i uczestniczył w niemal wszystkich ekspozycjach organizowanych przez Wydział Informacji i Propagandy 2. Korpusu. W 1943 roku wziął udział z jednym tylko rysunkiem, w wystawie polskich żołnierzy-artystów zorganizowanej w Bagdadzie, w Instytucie Angielskim przez Dział Plastyczny Wydziału. W wystawie prezentowano obrazy i rysunki m.in.: Józefa Jaremy, Zygmunta Turkiewicza, Janiny Boguckiej i Józefa Czapskiego. W początkach 1944 roku uczestniczył w wystawie polskich malarzy-żołnierzy przygotowanej w stolicy Libanu - Bejrucie, w hotelu St. Georges. Trudno się zatem dziwić, że kiedy w listopadzie 1944 roku, już w Rzymie, Oddział Kultury i Prasy 2. Korpusu organizował zbiorową, dużą wystawę polskich malarzy-żołnierzy nie zabrakło na niej rysunków Kościałkowskiego. Wystawił tym razem 8 szkiców. Wziął też najprawdopodobniej udział w wystawie polskich malarzy-żołnierzy we Florencji, która miała miejsce 21 czerwca 1945 roku, choć bardzo zdawkowa recenzja nie wymienia jego nazwiska.

W Rzymie, przeniesiony do "artystycznej" kompanii, Kościałkowski zajął się niemal wyłącznie malarstwem, przez kilka miesięcy biorąc nawet udział w zajęciach otwartej w Rzymie akademii sztuki, w której wykładał najwybitniejszy włoski kubista Gino Severini. Bohusz-Szyszko napisał: Naprawdę pięknymi są jego rysunki, będące jakby płomiennymi kompozycjami, które gdyby zostały wystawione, może usprawiedliwiłyby jego dwa płótna [...], które są okrzykiem młodości, wydanym z arogancką pewnością siebie.

W tym najtrudniejszym okresie lat wojennych i tuż-powojennych, związanym nie tylko z koniecznością wyboru własnej drogi twórczej, ale też rozwiązaniem dylematu własnego miejsca poza Polską, Kościałkowski najbliższy był postimpresjonistom, rewolucyjnym, pogardzającym wszelkimi autorytetami, wierzącym w nadrzędność własnej wypowiedzi, tworzącym w aurze szczerości i autentyczności. Tematy brał z otaczającej rzeczywistości, wystawiał często, nie znosił krytyki i był znany z wybuchowego charakteru. Odrzucał koloryzm i doświadczenia kapistów, skupiając się na studiowaniu rysunku, który wypełniał w tym okresie wszystkie jego malarskie kompozycje. We Włoszech zetknął się z malarstwem Piero della Francesca, którego wielbicielem pozostał do końca życia. Do własnej wizji malarstwa dochodził powoli: Celem malarstwa jest - poprzez realizację wizji artysty i poprzez geometrię i muzykę, jeśli tak określimy dążenie do doskonałej równowagi - osiągnąć czar. [...] Nieprawda, że wystarczy namalować jabłko, aby było tylko jabłkiem - i już jest malarstwo. Jabłko musi być w stylu artysty, musi być jego jabłkiem, a nie jednym z miliarda jabłek. Obraz musi być tworem artysty, a nie kopią natury, w której artysta się zatraca. Ważne jest to nowe, co artysta z siebie daje, nie to, co ogólne i znane wszystkim.

W Anglii, w której wylądował w 1946 roku, nadal był porywczy, uparty, drażliwy i nie znoszący krytyki. W krótkim okresie lat 50., szukając tematów dla swych malarskich ekspresji, podróżował po Półwyspie Iberyjskim. Powstały wtedy ultrarealistyczne rysunki, szkice do obrazów i miedzioryty opisujące ludzką nędzę i cierpienie. W rysunkach moich - pisał w 1959 roku - zawsze pragnąłem wyzwalać z siebie energię i intensywność. Jeśli chodzi o tematykę, to wiele rysunków jest rezultatem podróży moich do Hiszpanii w 1953 i 1956 roku. Kraj ten oglądałem w ostrych kontrastach. Sam przeżywałem cierpienia i w moich rysunkach chciałem wyrazić oszołomienie i osaczenie człowieka tym wszystkim co ogólnie i krótko nazywam życiem.

Ale nawet wtedy realistyczny temat był domeną - jak pisał Bohusz-Szyszko - świata marionetek, skojarzonych i zdeformowanych w relacjach, których jedyną logiką i uzasadnieniem jest kaprys twórcy.
Marian Kościałkowski
Marian Kościałkowski

Mówił z entuzjazmem o swych bieżących pracach: Maluję teraz same arcydzieła..., a jednocześnie odżegnywał się od swoich wcześniejszych dokonań. O innych malarzach wyrażał się bez taryfy ulgowej - chwaląc lub potępiając. Na okres ten przypadła faza "kubistyczna" jego twórczości i wyraźna fascynacja Cezanem, Picassem, Poussinem. Malarstwo zdominował rysunek; rysował i malował po swojemu, nie przyjmując rad ani krytyki od nikogo a duma i agresywność zjednywały mu szacunek wśród jednych a niechęć wśród innych i przyczyniły się z biegiem lat do pewnego odosobnienia.

Po okresie "figuratywnym", pod koniec lat 50., Marian zaczął eksperymentować z czystą abstrakcją, która podważyła cały jego wcześniejszy dorobek. Nie naśladował nikogo, choć w pierwszym okresie malarstwo jego zbliżone było do doświadczeń Jacksona Pollocka. W wypowiedzi malarskiej wciąż jednak nie udawało mu się wyjść poza realność i konkretność przedmiotu. W maju 1959 roku, Stefania Zahorska napisała: Najtrudniejszy do rozgryzienia jest Kościałkowski ("Marian"). Zaskakuje zrazu dzikim i porwanym rysunkiem o nieokiełznanych formach, nie wiadomo czy opartych na całkowitej abstrakcji, czy tylko na częściowej, czy też w ogóle nie jest to abstrakcja, lecz dziwacznie przeinaczony obraz świata, niekiedy wzmocniony realistycznymi wtrętami.

W 1965 roku przeszedł pierwszy groźny kryzys zdrowotny. Kościałkowski stał się bardziej łagodny, wręcz skryty i skromny w stosunku do własnej twórczości. Unikał wystaw i niechętnie sprzedawał obrazy. Więcej czasu poświęcał też na szukanie nowych form ekspresji.

W dzienniku zanotował: ...nie mogę walczyć ze sobą - to robię na co mnie stać - nie potrafiłem nigdy nabrać prawdziwego entuzjazmu ani przekonania do abstraktu - próbowałem, zdając sobie sprawę że należy to do nowoczesnego oblicza sztuki - ale ten typ malarstwa nudzi mnie - myślę, że dla mnie bliżej natury jest bliższe. Ale wychodząc z tego punktu należy w tym co robię być oryginalnym, bez ciężaru przeszłości na karku.

Zaczął rzeźbić i malować kolorowe, buchające fantazjami barw gwasze. Przymierzając się do zmagania z materią kamienia, kupił dom w Carrarze. Rzeźba okazało się niespodziewanym wzbogaceniem jego wizji artystycznej. Od samego początku zdumiewająco dojrzała i oryginalna była, podobnie jak malarstwo, dwojaka: figuratywna i abstrakcyjna. Pozostawiła też po sobie cykl notatek zapisanych w szkicowniku, świadczących o pełnej świadomości aktu twórczego artysty. W jaki sposób uniknąć rutyny w rzeźbie i osiągnąć świeżość koncepcji, a także uniknąć sztywnych ram, które zabijają swobodę przestrzenną rozwiniętej do lotu formy? Jeden sposób to dać się prowadzić przypadkowości: a) wyciąć dość płaski kształt, porobić na nim retuszowe zmiany jak doły i wzgórki i wreszcie swobodnie całość wyginać, b) na wyciętym rysunku nadbudować szereg wypukłości - szereg form i wygiąć całość dowolnie, c) złożyć całość z części osobnych, dobrze wykonanych oddzielnie..., d) eksperymentować.

Ostatnią fazą twórczości artysty, w którą wszedł po ciężkiej chorobie, był okres klasyczny, który w malarstwie oznaczał prymat formy nad treścią, statyczne kompozycje i tendencje do geometryzacji. Napisał w roku 1976: Teraz jestem w trakcie odkrywania koloru światła i absolutnego upraszczania elementów na powierzchni. Nie chcę myśleć aby wyjść poza Bonnarda lub Matisse'a - ale muszę wyjść poza siebie i nową dla siebie dymensję realizować. Z drugiej strony naturalną rzeczą dla mnie jest przedmiot i jego kontur - porzucać tego nie trzeba i nie życzę sobie - ale mogę to udelikatnić lub wzmocnić aż do śmierci.

Łączył formy realistyczne z elementami oderwanymi od rzeczywistości. Zmęczony i zagrożony śmiercią osiągnął stan spokoju i równowagi, co jednak nie zwolniło tempa pracy. Co dalej? - zapytywał sam siebie - Muszę malować jak najprostsze tematy - figury pojedyncze i martwe natury. Nacisk będzie na intensywność i potęgę koloru ale w gamie wąskiej - najlepiej cały obraz malować w jednym kolorze + trochę światła diamentów, lub w dwóch kolorach. Posługiwać się będę kolorowymi papierami dla szkiców bo to daje szerokie przestrzenie. Wydaje mi się, że dotąd, stosując kolorystykę orientalną rozdrabniałem całość [...]. Potrafiłem prostotę znaleźć w rzeźbie - zrobię to w malarstwie też.

Kluczem do zrozumienia sztuki Kościałkowskiego jest jego dziennik artystyczny pisany po polsku, angielsku i francusku oraz kilka artykułów ogłoszonych w prasie wojskowej i emigracyjnej na tematy malarskie. W jednym z nich napisał, że malarz musi znać całą sztukę na przestrzeni epok, by móc stwierdzić, że istnieją prawa niezmienne w malarstwie - np. płaskość plamy barwnej. Pisał Bohusz-Szyszko: Wróg śmiertelny akademizmu w każdej formie - jest równocześnie Marian Kościałkowski głębokim znawcą malarstwa na przestrzeni dziejów. Wie on doskonale, że podobnie jak natura ludzka, fizyczna i duchowa, mimo zawartych w niej sprzeczności, obdarzona jest niezmiennymi cechami - malarstwo z prawdziwego zdarzenia ma też właściwości niezmienne. [...] Kościałkowski może być uważany za klasyczny przykład malarza, który osiąga syntezę obrazu wychodząc z formy, jako zasadniczej postawy.

Twórczość i podporządkowane jej życie Mariana Kościałkowskiego, paradoksalnie, były ze sobą sprzeczne. Zdyscyplinowany i uparty w pracy twórczej, łatwo poddawał się emocjom i zmianom nastroju w życiu. Od pierwszej wystawy dał się poznać jako wielka indywidualność o własnym stylu malarskim, którego cechą szczególną, ową tajemniczą siłą, był zdumiewający, nerwowy rysunek pełen bardzo charakterystycznych i łatwo rozpoznawalnych form figuralnych. Oddany był swojej twórczości bez granic, agresywny i zapalony, a jednocześnie nieśmiały i romantyczny. Do końca życia był przekonany, że jego malarstwo nie znajduje zrozumienia. W katalogu wystawy poznańskiej z 1987 roku opublikowano kilka zapisków Kościałkowskiego. Czego pragnę? - Pragnę po długiej pracy aby mój wysiłek i moje dzieła nie przepadły - ale abym dostał należne mi uznanie od tej grupy społecznej, która zainteresowana jest malarstwem. Dotąd tego nie uzyskałem i wyraźnie moje prace są niezrozumiałe.

W 1959 roku, pomówiony o "naturalizm" pisał: Jeśli jednak porównać moją twórczość z twórczością realistów, powiedzmy epigonów Courbet'a, daje się spostrzec łatwo, że w stosunku do nich ja byłbym skrajnym ekspresjonistą, że gwałtownie przekraczam granice zewnętrznej prawdy, że równocześnie staram się o wydobycie stylu, który nazywam moim stylem, a który jak mi się wydaje ma pewną styczność ze stylem śródziemnomorskim czy klasycznym w rozmieszczeniu proporcji i czystości konturu. Tak, że trudno jest mi się nazwać nawet ekspresjonistą. Nie wykułem żadnego wyrazu na określenie mego stylu.

Z reguły nie nazywał swoich prac, nie tytułował ich: [...] jestem przeciwnikiem wszelkich tłumaczeń i wyjaśnień stanowiska malarza. Znaczenia dzieła nie należy ograniczać ramami określeń. Każdy według odbiorczych możliwości czy posiadanej wrażliwości niech sam sobie tłumaczy, co spostrzega w rysunku. [...] Jest wiele rzeczy nie znanych malarzowi we własnym dziele i dlatego przeciwny jestem nadawaniu tytułu dziełom sztuki, o ile wychodzą poza banalność. [...] W pracy artysty myśl moralna, filozoficzna czy dydaktyczna ma, moim zdaniem, znaczenie zupełnie niezależne od plastycznej wartości dzieła.

Kościałkowski był jednak przede wszystkim mistrzem rysunku. Widoczne to było już w pierwszych próbach ogłaszanych jako ilustracje w prasie i książkach w latach 1943-1946. Jeden z rysunków - "Wynoszenie rannego" opublikowany w książce Wańkowicza o Monte Cassino - Bohusz-Szyszko nazwał "arcydziełem nowoczesnego realizmu". Tysiące innych, które pośpiesznie, gorączkowo robił w Rzymie i później w Londynie piórem, patykiem lub pędzlem oscyluje między ekspresją neorealistyczną i pewnego typu surrealizmem. Bohusz dodawał w 1965 roku: Nie znam dziś polskiego rysownika o większej sile i oryginalności od Mariana Kościałkowskiego. A i wśród obcych na pewno należy do awangardy najsilniejszych.

Najciekawsze i najpełniejsze w wyrazie są prace "figuratywne", przedstawiające sylwetki ludzkie i zwierzęce, realne i baśniowe, widziane oczami i wyobraźnią, doświadczone i doświadczane nadwrażliwością sugestywnej kreski. Zawsze niepodobne do stworów w świecie innych malarzy, choć dojrzewające w oddechu fascynacji malarstwem, np. Goi. To poruszanie się między tematem odwzorowanym z doświadczenia życia, a tworami wyobraźni nie sprawiało Marianowi żadnych trudności. Nie ma wątpliwości, że widział świat doświadczalny z równą ostrością i dokładnością jak świat swojej wyobraźni. Oba odczuwał fizycznie i oba miały jednakową wartość emocjonalną. W psychologii taka umiejętność nazywana jest ejdetyczną wyobraźnią.

W malarstwie, różnorodność formy łączyła się u Kościałkowskiego z różnorodnością zestawień barwnych. Ostre kontrasty farb przeciwstawiał dużym płaszczyznom tworzącym nieregularne kształty, co dawało w efekcie zupełnie nowy wynik chromatyczny. I był w tym mistrzem. Krótko przed śmiercią napisał: Muszę stwierdzić, że dzisiejsze malarstwo straciło kontakt z publicznością i stało się sprawą prywatną artysty. Ja natomiast chcę wystawiać moje obrazy i chcę, oczywiście, aby one były rozumiane przez odbiorców i dawały im przeżycie. A przecież spotykam się z zupełnym niezrozumieniem i obojętnością. Czy znaczy to, że przyjąłem niesłuszną postawę twórczą i że muszę ją zmienić? Jak być równocześnie nowoczesnym w sztuce i być zrozumianym? Wybrałem dla mojej wizji malarskiej najprostsze przedmioty. I zacząłem przede wszystkim rysować te przedmioty, bo rysunek jest moją najsilniejszą stroną i muszę to wykorzystać. Więc postanowiłem przekształcić te przedmioty w sposób najbardziej mocny i precyzyjny. Léger malował robotników, cyrkowców i martwe natury. Ja maluję martwe natury, poszczególne figury ludzkie i ich grupy. Muszę również malować domy, publiczne, nowoczesne budynki, życie miejskie, maszyny, wehikuły. Powinienem odrzucić atmosferę pompy i gestu, bo to fałsz. Oglądałem za dużo wielkich płócien Delacroix, Rubensa, Davida etc. Moja straszliwa choroba zmusza mnie do rezygnacji z ambitnych projektów, ale nie może mi przecież przeszkodzić w tworzeniu prac delikatnych, subtelnych... Ta wypowiedź artysty przeczuwającego odejście stanowi najlepszy komentarz do własnej twórczości, która w ostatnim okresie stała się zdumiewająco wyrazista i pełna.

Mirosław Adam Supruniuk

GALERIA

Strona główna

Uwagi i komentarze prosimy kierować:www@bu.uni.torun.pl      Redakcja       Godziny otwarcia
Data ostatniej modyfikacji: 2003-02-28 10:37       http://www.bu.umk.pl/Archiwum_Emigracji/Stylwww.htm